Page 13 - Listopad2014

Basic HTML Version

Było to w domu, w formie zaba-
wy, ale że powtarzałem komen-
dy i gesty, weszło j ej w krew i
nigdy ich nie zapomniała. Kiedy
na tyle się wzmocniła, że mogła
samodzielnie chodzić po scho-
dach (drugie piętro), j eździliśmy
w teren do łowiska. Tam j adąc
wolniutko „maluchem”, treno-
wałem Fatimę w bieganiu. Bar-
dzo to lubiła i była coraz spraw-
niej sza.
Trzeba było zrobić
próbę strzału. Kazałem j ej zostać
i odj echałem na 500 metrów.
Strzeliłem w górę dwa razy i nic,
suczka patrzy ciekawie. Podsze-
dłem może na 1 00 metrów i zno-
wu dwa strzały i nic, j akby
pytała po co tyle hałasu. Podsze-
dłem zupełnie blisko i rozma-
wiając z nią, zwracałem uwagę
by patrzyła co robię. Załado-
wałem strzelbę, strzeliłem w
górę raz – nic, suczka usiadła,
strzeliłem drugi raz – pokręciła
głową, że za głośno i że po co te
grzmoty.
To były te dobre czasy,
gdy polowaliśmy na za-
jące, a rozkłady na po-
kocie były bogate. Tam
Fatima zobaczyła po co
strzelba strzela i zrobiła
użytek ze swych nóg
dochodząc postrzałka.
Zrobiła zresztą przed
zającem stójkę, ale nie
miałem j ej tego za złe.
Zależało mi j ednak aby
wyszkolić ją do poszu-
kiwania postrzałka zwierzyny
grubej .
Zdarzyło się przed świętami
Bożego Narodzenia, gdy będąc
na polowaniu z ambony przy nę-
cisku na dziki, wyrwany zo-
stałem z błogiej drzemki w
ciepłym kożuchu, ze świado-
mością, że na nęcisku są dziki.
Były bardzo blisko. Zmierzyłem
do przelatka, strzał i wataha roz-
biega się na wszystkie strony.
Pobieżne poszukiwania nie dały
rezultatu, a ponieważ był mróz
postanowiłem j e kontynuować
rano. Wtedy wziąłem Fatimę po
raz pierwszy na dzika. Na miej s-
cu było mnóstwo tropów, kilka
kropel bladej farby, a wszystko
przemieszane, przebuchtowane.
Pewnie po moim odej ściu była
j eszcze inna wataha.
Fatima
zaczęła pilnie węszyć i prowa-
dzić mnie w kierunku młodnika.
Młodnik był już podkrzesany,
widoczność dobra, a dzika nie
widać. Odwołałem Fatimę na
szeroki trop, którym uchodziła
wataha, ale nie była nim zainte-
resowana. Kiedy po kolejnym
powrocie na zestrzał znowu
skierowała się do młodnika
dałem spokój – a rób sobie co
chcesz. Fatima skoczyła między
drzewka, dziwnie grubo zasz-
czekała – patrzę i oczom nie
wierzę, zagrzebany w ściółce
podnosi się rudy dzik, mój
przelatek i skacze do niej , a ona
się cofa do mnie i szczeka i pod-
prowadza mi dzika. Wystawiła
go j ak kuropatwę. Strzeliłem i
przelatek został w ogniu, miał
przestrzelone oba przednie biegi
w kolanach. Ta bliska odległość
przy strzale i prawie pionowo w
dół, przy braku poprawki spo-
wodowały, że sztuka została tak
dziwnie trafiona. Fatima potar-
mosiła mu trochę portki, ale gdy
ją odwołałem dała spokój . Na-
grodziłem pieszczotą i kiełbas-
ką, a w domu dostała narogi z
kaszą. Teraz już wiedziałem co
j est warta i nieraz zapisała się
złotymi
zgłoskami
czy to
dochodząc dzika czy j elenia.
Zaczęły się polowania na kaczki
i gęsi, na bażanty i piżmaki.
Pasj ami lubiła j eździć z Jackiem
na wał nad Wartę i tam kilome-
trami chodzili za kogutem. Świ-
etnie wystawiała,
a potem
aportowała z największych trz-
cin.
Jesienią j eździliśmy do
Słońska na gęsi, ale bałem się o
nią, bo zimno i lód wodę ścinał,
a ona cały dzień mokra. Wo-
ziłem ze sobą ciepłe koce i dery
by ją ogrzać i osuszyć ale i tak
zachorowała na uszy i już do
końca życia cierpiała.
Kiedy skończyła cztery lata uz-
naliśmy z Jackiem, że czas aby
choć raz w życiu została matką.
Przez ten czas nie wykazywała
szczególnego zainteresowania
psami, ale też pilnowaliśmy by
nie było mezaliansu. W okoli-
cach Gorzowa nie było odpo-
wiedniego partnera,
znalazł się aż koło
Elbląga.
No więc rozmowy tele-
foniczne,
uzgadnianie
szczegółów i gdy był
już dwunasty dzień
cieczki,
w ciężkim
upale gorącego lata
ruszyliśmy w drogę.
Na miej scu okazało się,
że nie dopuszcza psa do
siebie. Po wielu pró-
bach właściciel psa poradził mi
żebym ją przytrzymał, że to j est
normalna praktyka i zwykle
trzeba w ten sposób ingerować.
No i stało się. Nigdy nie zapom-
nę wyrazu j ej oczu.
Te oczy mówiły o upokorzeniu
hrabiny. Była w ciąży i źle ją
znosiła.
Urodziła poprzez ce-
sarskie cięcie sześcioro dzieci i
była dobrą matką. Gdy j ednak
podawałem j ej szczenięta aby
ssały siarę, nie mogłem z żalu,
że tak cierpi z moj ego powodu –
macierzyństwo bowiem nie było
©dephositphoto/patrimon