Page 14 - Listopad2014

Basic HTML Version

j ej powołaniem. Szczeniaki wy-
chowywały się zdrowo i tylko
nieraz bardzo j ej dokuczały. By-
ła cierpliwą matką. Gdy zagoiła
się rana po cesarce, chętnie j e
karmiła, a one rosły j ak na
drożdżach. Czy wyobrażacie so-
bie sześcioro takich urwisów w
mieszkaniu? Kiedy bardzo się
zmęczyły figlami, kładły się
spać w łazience – tam było naj -
chłodniej , a kiedy mocno doku-
czyły Fatimie, uciekała na ka-
napę. Było to skuteczne dopóki
same na tyle nie podrosły, że
potrafiły do niej się wdrapać.
Wychowała swoj e dzieci i
poszły w świat. Ale, że zostały
poczęte gwałtem, nie miały sz-
częścia. O trój ce wiem, że
zginęły tragicznie, same sucz-
ki. Największy, Agat mieszkał
pod Gorzowem i był dosko-
nałym psem użytkowym, a
szósty najmniej szy i naj bard-
ziej przeze mnie ukochany Alf
wyj echał do Zielonej Góry, nie
wiem j ak mu się życie ułożyło.
Pamiętam tylko j ego przyle-
piony do szyby samochodu
nosek, że j ak to mogło się stać,
że j ego ukochany pan oddał go
obcym ludziom. To było tak
trudne, że nie chcę już nigdy ta-
kich pożegnań i nigdy nie będzie
w moim domu szczeniąt.
Nigdy też więcej Fatima nie
miała dzieci i nigdy nie była za-
interesowana partnerem.
Żyła
tylko dla nas. Chodziliśmy na
wystawy i miała doskonałe oce-
ny ale ponieważ bardzo się stre-
sowała innymi psami i to sobie
odpuściliśmy.
Szczęśliwa była
tylko na polowaniach, chociaż
nie lubiła zostawać w sa-
mochodzie. Gdy po kilku latach
wyj echałem, została z Jackiem,
to był przecież j ego pies. Ale
przyj eżdżała do mnie w odwie-
dziny i zawsze bardzo się cie-
szyła, równie j ak j a z tych spot-
kań, j akby wiedziała, że kiedyś
zostanie tu ze mną na zawsze…
Każdego dopadnie starość. Fati-
ma była w siedemnastym polu i
była naj starszym wyżłem w go-
rzowskim, kiedy i ją zmógł wiek
i choroby.
Nie dawała rady
chodzić po schodach i Jacek mu-
siał nosić ją na rękach. Dał o so-
bie znać reumatyzm i zapalenie
stawów. Wychodziły polowania
w lodowatej wodzie. Uradziliś-
my, że Fatima przyj edzie do
mnie na dożywocie,
na
zasłużoną emeryturę. Wpraw-
dzie j est Dunaj – Gończy Polski,
j est Czok – mały puchaty j am-
nik,
j est Mura wierny pies
stróżujący ale i dla niej musiało
znaleźć się miej sce w nowym
domu.
Tu przynajmniej
było
podwórko i ogród, i sad, i tylko
trzy schodki na ganek. A więc
dostała nowe miej sce do spania
obok Dunaj a i Czoka. Nasze psy
przyj ęły seniorkę przyj aźnie i
taktownie, znały ją trochę z po-
przednich wizyt. Były dla niej
grzeczne i uważne, by j ej nie
urazić. Tylko mały Czok zachę-
cał ją czasem do zabawy – ale j ej
czas już mij ał.
Wezwałem lekarza na naradę,
rozłożył ręce, dał coś na wzmoc-
nienie i ostrzegł, że nic już tu nie
pomoże, a ostatnie dni będą
ciężkie dla wszystkich, szczegól-
nie dla niej . Nadszedł grudzień,
również grudzień j ej życia. Była
tak słaba, że pokonanie tych
trzech schodków stanowiło wiel-
ką trudność, potykała się i prze-
wracała ale j eszcze trochę j adła i
piła dużo wody. I przyszedł ten
czas gdy odmówiła posiłku i
wody, gdy wszelkie siły ją opuś-
ciły i wyciekało z niej życie.
Widziałem j ak bardzo cierpi z
tego powodu i j ak błaga mnie o
pomoc, o ulgę w męce. Był to 29
dzień grudnia. Wezwałem na
ratunek lekarza. Przyszedł ale
nie dawał już żadnych leków.
zasłużyła na godną śmierć.
Siedzieliśmy w gabinecie
myśliwskim przy płonącym
brzozowymi szczapami ko-
minku, Fatima leżała przed
paleniskiem na dziczej skórze
i nagle wstała i popatrzyła na
mnie błyszczącymi j ak daw-
niej oczami z wyraźnym naka-
zem i poszła na swoj e
legowisko. Chciała już być sa-
ma, zrozumiałem, że to już cz-
as.
Dałem znak lekarzowi aby po-
dał j ej lekarstwo. Bezmierny żal,
że to już koniec j ej obecności w
domu, łzy i głucha pustka w ser-
cu i zdaj e ci się, że nie podołasz.
Ale życie się wciska. Dunaj cho-
dzi cicho i Czok podstawia
mordkę do pogłaskania. Przypo-
minają, że oni są ze mną, że nie
j estem sam. Taj emnica przej ścia
do innego świata bliskiej ci isto-
ty zawsze pozostawia j akiś lęk.
Śmierć, którą zadaj emy w kniei
j est inna,
głośna grzmotem
wystrzału,
natychmiastowa,
błyskawiczna j ak grom. Ta przy-
chodzi cicho, skrada się cieniami
i czepia się kątów. Tamta j est
bohaterska, junacka – ta szlocha-
jąca smutkiem i cierpieniem.
©dephositphoto/patrimon